Kto tu właściwie robi usability?
Parę tygodni temu przez blogosferę oraz skrzynki mailowe polskich specjalistów od użyteczności przelała się fala oburzenia na pewien raport. Wydany przez IAB Polska „Raport Internet 2008” poświęcił kilka akapitów naszej branży. Dość płytko. Twierdził, że choć usability jest już wymogiem, to na polskim rynku brakuje wykwalifikowanych ekspertów i firm, które użytecznością się zajmują. Skomentowało to dość wyczerpująco kilka osób, choćby Eryk Orłowski (polecam też komentarze pod jego wpisem).
Sam nie wypowiadałem się, gdyż moim zdaniem była to burza w szklance wody. Stanowisko organizacji branży reklamowej na temat użyteczności jest dla mnie warte tyle, ile warte byłoby dla nich moje stanowisko na temat estetyki banerów albo strategii wysyłania mailingów. Gdzie Rzym, gdzie Krym?
Bez specjalnego echa w blogosferze pozostał nieco dawniejszy, ale bardzo pozytywny artykuł o użyteczności z pisma Ibiz (pozwoliłem sobie na hotlinkowanie do skanu na stronie firmy Yuux). Artykuł z numeru styczniowego tchnie optymizmem, kolejne wymieniane firmy oraz specjaliści snują piękne plany na rok 2009. Rynek te plany weryfikuje – Komitywa, której szef podkreślał że „planują rok intensywnej sprzedaży”, kończy w czerwcu działalność.
Inne spojrzenie. Dawno temu na grupie GL poświęconej agencjom interaktywnym Krzysztof Adamus zapytał o firmy, które powinien umieścić w katalogu na interaktywnie.com. Należało podać specjalizacje. I okazało się, że prawie każda agencja interaktywna wymienia się w działce „usability”. Nie może temu się nadziwić Eryk w notce na blipie:
hmm ja chyba źle rozumiem słowo „specjalizacja”, w wątku na GL co druga agencja „specjalizuje się” w #usability oraz wdraża e commerce i robi bannery
Wydaje mi się jednak, że to trochę podobnie jak w starym żydowskim dowcipie:
Bogaty dziedzic przywołuje handlarza Jankiela.
? Słuchaj Jankiel, potrzebne mi dwa charty.
? Nic łatwiejszego. Właśnie mam dwie sztuki do sprzedania. Ile pan dziedzic da?
? 200 rubli.
? 200 rubli? Pan dziedzic chyba żartuje? To niemożliwe. Do widzenia.
? Czekaj Jankiel, ile chcesz?
? Czterysta.
? A ładne są?
? Lepszych pan dziedzic nie znajdzie!
? No to niech ci będzie czterysta.Jankiel wychodzi, spotyka swojego przyjaciela Izaaka i pyta:
? Nie wiesz czasem, co to takiego charty?
Użyteczność? No jasne, czemu nie. Najpierw złapmy zlecenie, choćby i na użyteczność, a potem się pomyśli. Najwyżej weźmiemy jakiegoś freelancera. Może tutaj jest klucz? Może to właśnie wolni strzelcy, czy jedno/dwu osobowe firmy utrzymują tę branżę w ruchu?
Charakterystyczne: Komitywa, jako jednostka agencji K2 chyba nie przędła najlepiej skoro ją zwinięto. Inna sprawa, że musiała sprzedawać swoje usługi dużym klientom za duże pieniądze, a to na pewno nie jest łatwe.
Ale odkąd ogłoszono tę informację, Eryk chwali się na blipie (to nie tajemnica?) że dostaje całą masę zapytań. Ja też nie narzekam. Znam osoby obłożone kilkoma projektami na raz na kilka miesięcy do przodu. Wolnych strzelców jeszcze kryzys nie dopadł.
Podobne artykuły:
Być może zainteresują Cię następujące artykuły:
- Comparative Usability Evaluation – jak to robią najlepsi?
- Nasz polski grajdołek usability
- Śniadanie usability, przepyszne
- Czterech panów o rozwoju i edukacji
- IA Summit w Warszawie – już w kwietniu
Zapisz się na kanał RSS bloga i dołącz do ponad 1500 czytelników RSS.
22 czerwca 2009 00:17
to dobrze, że jest coraz więcej podmiotów świadczących usługi tego rodzaju. Bawi mnie jedynie, że autorzy przytoczonych przeze mnie postów na Goldenline specjalizują się prawie we wszystkim :)
22 czerwca 2009 00:18
Specjalizacja wielu z nich polega na tym, że mają telefony do specjalistów. :-)
22 czerwca 2009 00:20
A tak tak, robi się szczególnie śmiesznie, kiedy dwie konkurencyjne firmy dzwonią do Ciebie przed przetargiem. Którą wybrać? A może obu dać identyczne oferty? Byłoby to całkiem zabawne ;)
22 czerwca 2009 00:27
Też mi się to zdarzało. :-) Dylemat logistyczno-etyczny, ale jednak mówię tej drugiej, że niestety temat już mam na tapecie… Inna sprawa, że ta która dzwoni wcześniej zwykle podchodzi do sprawy poważniej. Kiedyś miałem kontakt na temat przetargu (który rozruszał był pół branży interaktywnej, a i tak został anulowany) na … 3 dni przed terminem składania wniosków. Pan był wielce zdziwiony gdy powtarzałem, że nie, nie jestem zainteresowany współpracą.
22 czerwca 2009 11:22
Wszyscy robimy w marketingu, czy nam się to podoba czy nie. Usability – ok, ale koniec końców chodzi o to, żeby więcej userów chciało więcej.
Jeśli freelancerzy faktycznie „utrzymują tę branżę w ruchu” fajnie byłoby zobaczyć kiedyś zaprojektowane przez nich serwisy… czym oni tacy zajęci, jeśli o efektach nie słychać? Poważnie to mnie ciekawi (np. gdybym jako ta żydowska agencja interaktywna podłapał jakieś zlecenie i szukał odpowiedniego wykonawcy… ;> )
22 czerwca 2009 11:30
Dlaczego o freelancerskich projektach nie słychać, to akurat dosyć oczywiste, biorąc pod uwagę, że pracują w dużej mierze dla agencji, a nie klienta bezpośrednio…
22 czerwca 2009 11:38
No jeśli tak to wygląda, to bez agencji by nie mieli co robić, nie? ;)
A może po prostu freelancerów na poziomie nie jest wcale zbyt dużo? (Graficy jakoś nie mają problemu, by chwalić się tym co i dla kogo robią.)
22 czerwca 2009 11:41
A ile znasz nazwisk ludzi, którzy się tym zajmują na freelansie? ;)
22 czerwca 2009 11:49
Mniej niż tych na etacie ;)
22 czerwca 2009 23:50
Hola hola, graficy nie maja problemu bo ich praca (prawie) bezpośrednio przenosi się na efekt końcowy. Spece od usability mają przed sobą dodatkowo programistów i grafików właśnie. Startując z poziomu freelancera (często bez dużego doświadczenia), na młodym rynku itd. łatwo o zarżnięcie projektu :) W końcu agencje to nie tylko te z bardziej „oświeconych” :)
Inna sprawa, że jeszcze i jako rynek i eksperci musimy „dojrzeć” do takiego podejścia promocji swojej osoby i umiejętności, jaką osiągnęli choćby graficy właśnie :)
25 czerwca 2009 17:31
„Użyteczność? No jasne, czemu nie. Najpierw złapmy zlecenie, choćby i na użyteczność, a potem się pomyśli. Najwyżej weźmiemy jakiegoś freelancera.”
Wydaje mi się, że to jest cecha charakterystyczne nie tylko tej branży. W ten sam sposób działają przecież Deweloperzy mieszkaniowi.
Jeśli chodzi o podpisywanie się pod projektami to bardzo często duże firmy nie chcą się chwalić tym, że robi to podwykonawca. W umowie umieszczają zapisy, które mówią o tym, że mają prawo do usuwania tych informacji z projektów. Z drugiej strony autorskie prawo (niemajątkowe) jest niezbywalne.
25 czerwca 2009 22:37
„Z drugiej strony autorskie prawo (niemajątkowe) jest niezbywalne.”
niby tak, ale widziałem już zapisy o zobowiązaniu do jego niewykonywania. Słabe.