Magisterskie reminiscencje
Jednym z trzech głównych tematów niniejszego bloga ma być marketing. Przeglądając artykuły z tej kategorii stwierdzam, że ograniczyłem się do dwóch jedynie podzbiorów tej dziedziny. Pierwszy to różne przypadki komunikacji marketingowej, które opisuję – najczęściej zresztą krytycznie; drugi – analizy (przede wszystkim statystyk), które mają bezpośredni związek z działaniami marketingowymi.
Zajrzałem parę dni temu do swojej starej pracę magisterskiej. Pomyślałem, że sporo z niej dałoby się wykorzystać do napisania osobnych artykułów. Pracę, jeśli kogoś to ciekawi, pisałem w roku 2003 w Instytucie Marketingu Międzynarodowego SGH, a promotorem był prof. Andrzej Sznajder. A tematem było zastosowanie poczty elektronicznej w komunikacji marketingowej. Był to wówczas jeden z moich głównych kierunków zainteresowań, który wkrótce porzuciłem po zetknięciu się ze smutną praktyką „e-mail marketingu” w polskich firmach. Zresztą wtedy też zdecydowałem się na poświęcenie swoich sił tematyce web usability.
Sporo z tej pracy się zdezaktualizowało, ale część może chyba wciąż być ciekawa. W szczególności różne teorie na temat komunikacji marketingowej, którym poświęcałem sporo miejsca.
Już widzę jak się wzdrygacie. Teorie! Nie jest prawdą, że teoria musi być nudna. Oczywiście będzie taka, gdy oderwiemy ją całkowicie od realnego świata. 99% powstałych w ten sposób regułek, zasad i wzorów nie będzie jadalne. Ale jeśli pamiętać będziemy, że wiele teorii tworzą właśnie praktycy – możemy przyjąć, że wykorzystują je po po prostu jako narzędzia do zrozumienia pewnych zjawisk i zapanowania nad nimi.
W polskiej blogosferze mało jest blogów poruszających dogłębnie teorie marketingowe, przy czym nie mówię o tłumaczeniu nowinek z anglojęzycznych blogów, a o rzetelnych analizach lub wprowadzeniach. Z palca mogę wymienić Pawła Tkaczyka, A-L-W, no i niestrudzonego Dominika Kaznowskiego. Jeśli znacie jeszcze jakieś – poproszę o cynk w komentarzach.
Nastawienie blogosfery wobec marketingu jest konsumpcyjno – pogardliwe. Oczywiście większość autorów garściami korzysta z tego, co marketing (mniej czy bardziej dyskretnie) im podsuwa, że wspomnę choćby o nieracjonalnym dla mnie kulcie produktów firmy Apple. Z drugiej strony, autorzy – szczególnie ci bardziej techniczni okazują na każdym kroku swoją dezaprobatę dla „bezmózgich marketoidów”, którzy podejmują według nich idiotyczne działania i nic nie rozumieją z tego co tak naprawdę się w internecie dzieje.
Niestety, zetknięcie się z rzeczywistością marketingu w firmach może opinię o „marketoidach” utwierdzić. Wiedza przeciętnych polskich absolwentów uczelni wyższych (również ekonomicznych) o marketingu jest znikoma, co stanowi prostą konsekwencję poziomu zajęć z tej dziedziny. Rzadko kiedy widzę tak wielką niekumatość, brak przygotowania i zalewanie bez sensu angielskimi określeniami jak u pracowników działów marketingu. Oczywiście nie można generalizować, spotykam też ludzi o świetnym przygotowaniu, szczególnie socjologicznym czy statystycznym i często … marnujących się na stanowiskach, gdzie muszą wykonywać mechaniczne procedury.
Myślę, że odrobina teorii nie zaszkodzi. Zapraszam do czytania następnych wpisów w kategorii Marketing.
Podobne artykuły:
Być może zainteresują Cię następujące artykuły:
- Permission Marketing, część I – lek na nieefektywne reklamy?
- Do ściągnięcia – moja praca mgr o komunikacji marketingowej
- Magazyn SEM Specialist i mój artykuł o analityce
- Podsumowanie roku 2010 – rok User Experience?
- Marki i firmy omawiane na blogu
Zapisz się na kanał RSS bloga i dołącz do ponad 1500 czytelników RSS.
Komentarze czytelników
Komentarze z innych blogów
- WebAudit Blog » Permission Marketing, część I - lek na nieefektywne reklamy?
[…] bo można z niej wyciągnąć parę sensownych praktycznych wniosków. Jak już kiedyś zapowiadałem, posłużę się swoją pracą magisterską, którą niedawno odkurzyłem i doszedłem do […]
- ABC marketingu wirusowego: Łącznicy, znawcy rynku i sprzedawcy : WebAudit Blog
[…] Autor: Robert Drózd Po dłuższej przerwie chcę wrócić do remiksowania kolejnych fragmentów mojej pracy magisterskiej sprzed paru […]
- Do ściąnięcia – moja praca mgr o komunikacji marketingowej : WebAudit Blog
[…] 7 lat i jak kiedyś pisałem w notce „Magisterskie reminiscencje” mimo upływu czasu parę rzeczy może się przydać i planowałem je publikować na tym blogu. […]
23 kwietnia 2008 12:44
No zainteresowałeś mnie tym przedostatnim akapitem! :)
Akurat „wróciłem” do czytania Twojego bloga po dłuższej przerwie (przerwie w ogóle — od blogów technicznych) i widzę, że nieźle trafiłem. :)
23 kwietnia 2008 20:53
No, jeśli chodzi o absolwentów… Zdarzyło mi się prawie skończyć zaoczne studia licencjackie z zarządzania i marketingu. Prawda jest taka, że dla uczelni była to po prostu maszynka do robienia pieniędzy, nic ponadto; poziom wykładów był bardzo różny – owszem, kilka dobrych, ale kilka żenująco kiepskich.
Studenci generalnie dzielili się na trzy grupy: ludzi 30-, 40-letnich (wysłanych przez firmy), ludzi 18-, 19-letnich, którym studia fundowali rodzice i którzy nie dostali się nigdzie indziej oraz ludzi 20-, 30-letnich, pracujących i usiłujących uzupełnić wykształcenie.
Pierwsza grupa owszem, uczyła się – nie rozumieli prawie nic, więc kuli na pamięć. Generalnie zresztą zależało im bardziej na zarządzaniu, niż marketingu. Druga grupa olewała wszystko, licząc na to, że w następnym roku dostaną się gdzieś indziej. Trzecia grupa… na ok. 100 osób na roku było nas chyba 7 czy 8 osób. I w sumie się nie dziwię, że wykładowcy nie podchodzili do nas poważnie.
Pracownicy zajmujący się marketingiem w firmach to albo ta gorsza część absolwentów studiów dziennych (którzy nie dostali się na żadne stanowisko kierownicze), albo po prostu osoby przyuczone do zadań marketingowych, przesunięte z działów sprzedaży (głównie w małych czy sprywatyzowanych firmach – ewentualnie wysłani na studia zaoczne, ale też nie zawsze).
Nawet absolwenci dobrych uczelni nie mają specjalnie orientacji w zawiłościach marketingu internetowego (bo na studiach nie mówi się o tym prawie nic, a jeśli już, to jest to wiedza przestarzała) – a czego oczekiwać od ludzi, których z trudem udało się nauczyć obsługi Worda i Outlooka?
26 kwietnia 2008 00:14
Zapomniales o samozwanczym goru polskiego marketingu, panu Majewskim ;)
Jego spamowanie mailowe (ok, sam sie kiedys zapisalem. skrzynka sie zapchala w kilka dni) mozna z powodzeniem porownac z czesto aktualizowanymi blogami ;)
8 maja 2008 00:58
Jakie zagadnienia z dziedziny marketingu zamierzasz poruszać na swoim blogu? Marketing to bardzo szerokie pojęcie.
8 maja 2008 10:19
Mariusz – generalnie o teoriach komunikacji marketingowej czyli o tym co mnie najbardziej interesuje i co mogę przekleić :) z podanego wyżej źródła.
Za parę dni wykończę opis „Permission marketing” Setha Godina i analizę tego z perspektywy paru lat.
8 maja 2008 10:23
Chris – o Piotrze Majewskim pisałem na samym początku istnienia tego bloga: Jestem w szoku, czyli o uczciwości marketingowej, w przeciwieństwie do ostatnich blogowych krytyk (u Kurasińskiego i Shrew) w tamtej dyskusji jej bohater też wziął udział. :)
Swoją drogą to ciekawe, skoro PM tak dużo pisze newsletterów, dlaczego nie zdecydował się na bloga. Choć w sumie, zgodnie z jego zasadami, newsletter jako możliwość komunikacji bezpośredniej powinien być znacznie bardziej skuteczny niż bardziej anonimowy blog.