E-commerce (?) oparty na zaufaniu
Nigdy mi się jeszcze jako klientowi sklepów internetowych taka sytuacja nie zdarzyła. Zamawiałem dwie książki w księgarni internetowej pewnego wydawnictwa. Nie było możliwości przedpłaty, tylko za zaliczeniem pocztowym. No, ale przesyłka powyżej 20 złotych gratis. Wczoraj wracam do domu, a książki … wciśnięte w skrzynce pocztowej. Ani słowa o zapłacie. Okazało się, że wraz z książkami jest po prostu faktura którą mam opłacić.
Zauważmy: nie zamawiałem jako firma, nie miałem tam wcześniej konta, jedyne co wydawnictwo znało to moje dane adresowe. Nie jest to też malutki sklepik, bo zamówienie miało numer 3395.
A mimo to wysłali mi książki za 43 złote, licząc na to, że okażę się uczciwy i wykonam przelew, co oczywiście zrobię. Nie, nie podam, jaka to księgarnia, ale jak najdłuższego działania w ten sposób im życzę. :-)
Podobne artykuły:
Być może zainteresują Cię następujące artykuły:
- Kto tu właściwie robi usability?
- eClicto – czytnik, na który nie ma książek?
- Babel24 czyli wybierz sobie regulamin
- Siekierą po łebie, czyli nihil novi
- Nie wybieraj 10 Mbit
Zapisz się na kanał RSS bloga i dołącz do ponad 1500 czytelników RSS.
Komentarze czytelników
Komentarze z innych blogów
- Dzień Darmowej Dostawy nadchodzi! : WebAudit Blog
[…] sklepów, bo co stanie się, jeśli ludzie będą zamawiali drobiazgi po 2 złote? A może jednak warto zaufać klientom? Może faktycznie darmowa dostawa przekona do zamawiania w Internecie osoby, które […]
1 października 2008 14:13
A może ktoś z obsługi rozpoznał autora bloga i uznał go za godnego zaufania? :>
Wydaje się to być mało prawdopodobne, ale tak szczerze to trudno mi uwierzyć, że firma ot tak wysyła książki z fakturami dla zupełnie nieznaych sobie klientów… może na zachodzie tak, ale w Polsce to proszenie się o kłopoty bo niestety wielu rodaków będzie tu widziało tzw. „okazję”…
1 października 2008 14:47
Jest wiele sklepów internetowych, a zwłaszcza jest to popularne wśród księgarni, które działają w ten sposób. Dobre działanie PR-owe.
1 października 2008 15:19
A czemu nie chcesz napisać, jaka to księgarnia?
1 października 2008 16:31
Może lepiej zwrócić im uwagę na to? Dla ich dobra.
1 października 2008 17:16
Pociesze Cie, ze mi Helion tez wyslal ksiazke w podobny sposob. Ot, ksiazki sobie wystawaly ze skrzynki (bo sie nie zmiescily) w 9/10 ich rozmiaru. Nie wiem jakim cudem ktos takiej przesylki nie zakosil, bo ludzi sie tu kreci mnostwo.
Ciekawostka: mieszkam w… budynku poczty.
1 października 2008 21:40
Też miałam ostatnio podobną historię: napisałam do firmy (niemieckiej, mieszkam w Niemczech) produkującej naczynia z pytaniem, gdzie można kupić pewne konkretne modele, bo nie ma ich już ani w sklepach, ani nawet w ich sklepie online, a znajoma chciała dokupić do kompletu. Dostałam wiadomość, że jest to kolekcja wiosenna i dlatego teraz niedostępna, ale jeśli sobie życzę to oni mi te naczynia przyślą razem z rachunkiem, który wtedy spokojnie zapłacę. Paczka przyszła kilka dni później, kurierem. Przesyłka na ich koszt. Rachunek na 50 EUR, muszę zapłacić w przeciągu 14 dni.
Też byłam w niezłym szoku.
2 października 2008 00:52
eee… Reader’s Digest też tak robi. Tylko najpierw wciśnie ci książkę, której właściwie wcale nie chciałeś, ale ta pani po drugiej stronie linii taka miła i entuzjastyczna była, że żal było odmówić ;)
2 października 2008 10:22
Pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją jakieś 8 lat temu. Nie zamawiałem wtedy oczywiście przez internet, ale listownie. Było to nieduże katolickie (konkretnie jednego z zakonów) wydawnictwo.
Ciekaw jestem swoją drogą, jaki odsetek osób nie płaci w tej sytuacji.
U nas też zdarza się wysłać zanim otrzymamy wpłatę, ale to dotyczy stałych, znanych nam Klientów, jeśli bardzo im się spieszy.
2 października 2008 10:25
bogi: podobnie jak w przypadku opisanym przez Pawła – jest to wydawnictwo jednej z katolickich diecezji na południu Polski, mają głównie podręczniki i książki naukowe.
A nie podaję które, bo skoro oni nie podają tego u siebie, to widocznie nie chcą tego ujawniać. :)
2 października 2008 14:59
Tak właśnie pomyślałam, że to musiało być wydawnictwo katolickie. :) Mogli wyjść np. z takich założeń:
1 (najważniejsze). Osoby, które u nich kupują są wierzące, więc uczciwe. I dlatego zapłacą, bo miałyby świadomość popełnienia grzechu.
1a. Właściwie dlaczego zakładamy, że ktoś miałby nie zapłacić? Ludzie są przecież dobrzy i uczciwi. ;)
2. Klient płaci w dogodnym dla siebie momencie, a nie w drzwiach, gdzie jedną ręką trzyma psa i małe dziecko, a drugą płaci za towar. Firma celowo nie wychyla się oficjalnie z przedpłatami, więc stosuje taką „niespodziankę”.
3. Klient widzi, że wydawnictwo mu zaufało. U normalnych ludzi budzi to poczucie wartości, że ktoś uważa ich za uczciwych, choć ich nie zna. Klienci też siebie za takich uważają, więc zapłacą i jeszcze będą bardziej zadowoleni z zakupów.
4. Zauważmy, że to małe, religijne wydawnictwo, które nie prowadzi masowej sprzedaży na dużą skalę, gdzie klientem może być np. prawnik albo nieuczciwy nastolatek. Gdyby coś takiego wprowadził największy sklep w Polsce, to od razu a) wieść rozniosłaby się, b) wcześniej – po tygodniu działania – musieliby zamknąć sklep.
5. Są uczciwi i wierzą, że ich klienci też, bo także są religijni – czyli gramy w tej samej drużynie i musimy mieć do siebie zaufanie.
4 października 2008 22:09
Znam takich kilka przykładów z polskich sklepów internetowych.
Zazwyczaj tylko stosowano takie metody płatności wobec znanych już ( z telefonu, kontaktu osobistego) Klientów. Takich z których z oczu dobrze patrzyło i była mała szansa na przekręt.
Jako działanie wizerunkowe nie zalecam żadnemu sklepowi takich działań. Zaraz wywącha i wykorzysta sytuację ( czyt. okradnie) pozostałe 95% Klientów. Takie przypadki też znam.
5 października 2008 18:55
Ze współpracy z firmami niemieckimi wiem, że to standard – tam nie do pomyślenia jest ów brak opłaty (zresztą nawet gdyby nastąpił to penwie jedynie by wydłużył proces windykacji, kasa tak czy tak by dotarła).
Niemniej jednak innym tematem jest z pewnością w istocie charakter książek i sklepu.
Uczmy się od zachodu, plisssss
21 kwietnia 2009 09:54
Myślę, że opisana sytuacja może wynikać z kiepskiego obiegu informacji w danym sklepie. Zamówienia wpadają do jednego systemu, przelewy do innego. Kojarzenie tych informacji często odbywa się ręcznie i bazuje na kwotach – łatwo o pomyłkę.
BOK opowiada potem cuda żeby przerobić porażkę na sukces.
… w uzasadnionych sytuacjach jednak kredyt zaufania ma sens :) Co innego zaufać stałemu klientowi, komuś z kim jest kontakt telefoniczny, emailowy, komuś z historią zakupów, znanych preferenacjach … itd. W sytuacji podbramkowej (prezent – potrzebny na gwałt! :) ) zaufanie może przynieść tylko korzyści.
… spradziłem w praktyce