Marsz ku klęsce – marsz ku nauce!
Opisuję książkę, która swego czasu była bardzo modna. Wydanie jej w Polsce w roku 2000 zbiegło się z klęską pierwszych rodzimych dotcomów, a temat, tytuł i zawartość idealnie pasowały do właśnie upadających projektów.
Teraz trochę już się przykurzyła na półkach księgarni. Szkoda, bo warto do niej wracać, opisuje bowiem sprawy dla projektów informatycznych ponadczasowe.
Autorem książki „Marsz ku klęsce: poradnik dla projektanta systemów” jest wybitny amerykański informatyk Ed Yourdon, twórca m.in. znanej metody projektowania obiektowego.
Dlaczego mówimy o „marszach ku klęsce”?
Założenie, że określony projekt informatyczny musi się skończyć niepowodzeniem nie jest nowe.
Czytałem kiedyś książkę „Barbarzyńcy pod wodzą Billa”, opisującą „od wewnątrz” historię firmy Microsoft. Jeden z rozdziałów opowiadał o powstawaniu pierwszego okienkowego systemu Microsoftu, czyli Windows 1.0. Impulsem dla firmy do zajęcia się tym projektem były działania konkurencji. W 1982 ukazał się system VisiOn, zaś Apple pracował nad komputerami z serii Macintosh. Aby nie stracić tworzącego się rynku Microsoft musiał mieć także nowy system. Decyzja kierownictwa była jasna – nowy system na koniec 1983. Historia targów Comdex 1983, na których Microsoft reklamował nieistniejące jeszcze Windows 1.0 jest powszechnie znana. Kolejna zapowiedź – listopad 1984 również nie została spełniona, dopiero rok później pierwsza wersja systemu doczekała się premiery.
Nie bez przyczyny autorzy „Barbarzyńców…” nazwali lata 83-85 „marszem śmierci„. Był to jeden z pierwszych przypadków, gdy arbitralne decyzje zarządu przesłoniły na taką skalę realia projektowe, ograniczenia czasu i zasobów oraz zdrowy rozsądek. W efekcie w sukces Windows 1.0. nie wierzył nikt, a większość pracowników marzyła jedynie o zakończeniu tego projektu.
Microsoftowi udało się przez kilkanaście lat dopracować swój produkt, jednak znamiennym dziedzictwem tego pierwszego „marszu ku klęsce” jest fakt, że praktycznie każda nowa wersja Windows ukazuje się z opóźnieniem.
Marsze ku klęsce są wg Edwarda Yourdona projektami, których parametry przekraczają normę o co najmniej 50%. Na przykład:
- termin skrócony o połowę w porównaniu do tego, jaki być powinien, np. zamiast 12 miesięcy – 6 miesięcy.
- zmniejszona liczba personelu, nad projektem może pracować 5 osób, a powinno 10.
- zmniejszony o połowę budżet projektu
- wymagania dwa razy większe niż normalnie, np. dwa razy więcej funkcji czy dwukrotnie lepsza wydajność niż u konkurencji.
Dlaczego skracane są terminy, angażuje się zbyt małą liczbę pracowników, albo przydzielane za małe zasoby? Wszystko to dyktuje rynek, a konkretnie rynek klienta, który ma wybór spośród szerokiego wachlarza konkurencji. Czasami, jak to miało miejsce w przypadku Microsoftu firma nie może sobie pozwolić na wyprzedzenie przez konkurencje, czasami musi zaoferować najlepsze parametry tworzonego systemu. Działy marketingu i sprzedaży, albo kierownicy wyższego szczebla często obiecują gruszki na wierzbie, byleby klient kupił. Duże znaczenie ma też polityka. Jeden z dyrektorów może chcieć uwalić innego poprzez pogrążenie go w projekt, który się nie uda. To, że przy okazji pogrąży się firma, nie ma specjalnego znaczenia.
Przeszacowany projekt „nie ma prawa” się udać. Jeśli dotrzymany zostanie termin, na pewno nie będzie wszystkich funkcji. Jeśli określona funkcjonalność zostanie osiągnięta, to na pewno mocno po terminie. O budżecie od razu zapomnijmy. Po pewnym czasie od uruchomienia projektu trzeba popatrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć: nie, projekt nie uda się przy pierwotnych założeniach. Naturalną ofiarą takiego „marszu ku klęsce” będzie często kierownik projektu, który w nierealne parametry dał się wmanewrować, lub sam nie był ich świadomy.
Jeden z wniosków książki nie jest optymistyczny – „marszów ku klęsce” jest coraz więcej, a w niektórych firmach staje to wręcz filozofia prowadzenia projektów. Choć patrząc na dzisiejszy rynek oprogramowania czy aplikacji internetowych – widać wyraźnie, że sposobem na niewyrabianie się w normach są permanentne bety. Coś nie działa? Dobrze, że nie działa. Beta!
Czego uczy nas Yourdon?
Edward Yourdon zwraca uwagę na negocjacje między kierownictwem, a zespołami projektowymi. Jeśli zasady wzajemnych relacji są nieustalone lub niejasne, a strony nie rozumieją się nawzajem, wtedy kierownictwo (mamione niedostateczną informacją, lub motywowane politycznie) podejmie niekorzystne decyzje.
Kierownikom zespołów zaangażowanych w negocjacje Yourdon radzi w jaki sposób mogą uchronić się przed przyjęciem takiego projektu. Podaje np. różne sztuczki dotyczące podawania ograniczeń czasowych. Bo nie jest oczywiste, co taki kierownik ma powiedzieć, gdy zostanie postawiony przed Wielkim Zarządem i musi w kilka minut ustosunkować się do wydumanego harmonogramu.
Co robić, jeśli znalazłeś się w takim „marszu ku klęsce” i nie miałeś na to wpływu? Książka zawiera także zestaw porad dla ludzi, którzy tam trafili. Zwolnienie się jest jedną z opcji, ale nie jedyną. Aby pomóc w zrozumieniu takich sytuacji, autor przeprowadza także analizę socjologiczną zespołów projektowych, szukając typów osobowości i przyczyn, dla których ludzie angażują się w takie projekty.
„Machniemy to w weekend!”, „Prawdziwi programiści nie śpią!”, „Mam kredyt mieszkaniowy na karku!” – to niektóre popularne postawy.
Najważniejsze wnioski?
- Powinieneś rozumieć politykę w Twojej firmie, umieć rozmawiać z decydentami, rozumieć ich interesy i nie dać się oszukiwać przy negocjacjach.
- Nie próbuj używać „najnowszej technologii” przy trudnych projektach, ona nigdy nie przyspieszy pracy.
- Ustalaj bardzo ostre priorytety dla funkcjonalności produktu oraz zadań w ramach projektu. Yourdon sugeruje metodę „triage”, która zresztą przydaje się w różnych sytuacjach: podział zadań na te które MUSZĄ, POWINNY i MOGĄ być zrobione.
- Jeśli wszystko inne zawiedzie, opuść projekt. Niewiele jest rzeczy ważniejszych niż twoje zdrowie psychiczne (a często i fizyczne). Kto jak kto, ale informatycy nie mają dziś wielkich problemów ze znalezieniem pracy.
Wielką zaletą książki jest multum załączonych opinii, o które autor poprosił znajomych projektantów i analityków. Maile, które mu przysłali zostały załączone w przypisach do każdego rozdziału. Sporo w tym wszystkim ironii i spojrzenia z perspektywy kilkudziesięciu lat doświadczeń, które sprawiają, że już mało co potrafi zdziwić. :-) Swoją drogą, podobny ton wyczuwałem w felietonach prof. Marka Hołyńskiego „E-mailem z Doliny Krzemowej”.
Dla kogo jest ta książka?
„Marsz ku klęsce” polecam bezwarunkowo wszystkim, którzy chcą poznać niepodręcznikowe i często skrzętnie ukrywane realia projektów informatycznych.
Nie da się jednak nie zauważyć, że jeśli ktoś nie miał styczności styczności z realiami projektowania – niektóre rady czy przykłady uzna za trochę nienaturalne. Sam po raz pierwszy przeczytałem tę książkę na wykładzie z projektowania systemów informatycznych podczas studiów. Była ciekawa, ale … to mnie bezpośrednio nie dotyczyło. Później zdarzyło mi się otrzeć o takie „marsze” parokrotnie – książka stała się znacznie, znacznie bardziej zrozumiała. :-)
Prawdziwą więc wartość tej pozycji docenią ci, dla których takie projekty są codziennym życiem. Książka Yourdona będzie dla nich kopalnią wiedzy praktycznej na temat negocjowania i współpracy w zespołach.
Książkę powinni też poznać naturalni „przeciwnicy” zespołów projektowych czyli menadżerowie i specjaliści ds. marketingu – ułatwi im to znacznie planowanie projektów ramach całej firmy i rozmowy z informatykami.
Linki do książki:
Uwaga: Tym razem recenzja powstała wyłącznie na podstawie polskiego wydania Wydawnictw Naukowo Technicznych. Mam pierwsze wydanie – przetłumaczone dość zrozumiale, niezły też jest poziom edytorski książki. Obecnie w sklepach mamy już drugie wydanie (zarówno polskie, jak i angielskie), na podstawie spisu treści mogę powiedzieć, że chyba niewiele się zmieniło.
Podobne artykuły:
Być może zainteresują Cię następujące artykuły:
- Cała prawda o programistach?
- Przeglądarki: idzie nowe!
- Zgaduj zgadula, co powie Google?
- Nie każ mi myśleć! Elementarz zdrowego rozsądku
- Potęga instrukcji obsługi
Zapisz się na kanał RSS bloga i dołącz do ponad 1500 czytelników RSS.
28 stycznia 2009 20:27
Muszę powiedzieć, że uwiódł mnie tytuł i dzięki niemu zacząłem szukać recenzji.
Po przeczytaniu tej otwieram juz ksiegarnie i zamawiam;)