Skocz do linków, Skocz do treści

Mało użyteczny produkt? To schowaj jeszcze instrukcję!

2 marca 2009 9:30. Autor: Robert Drózd. 5 komentarzy

Zauważyłem ostatnio dość dziwną tendencję wśród producentów sprzętu elektronicznego. Kupujemy zaawansowany produkt o tysiącu funkcji. I nie dostajemy do niego instrukcji! Jest jedynie parustronnicowa broszurka: jak podłączyć, albo co zrobić, aby nas prąd nie zabił (a firmy prawnicy, którzy powołają się na brak ostrzeżenia). Pełna instrukcja jest wtedy albo na dołożonej płycie, albo w internecie.

Jak duża jest szkodliwość takich praktyk? Duża, choć uzależniona od jakości samego produktu.

Prawie rok temu kupiłem sobie aparat Canon A720. Braku instrukcji prawie nie odczułem, bo miałem wcześniej model z tej samej serii (A75). Te funkcje, które były w starym, były i w nowym. Gdzie haczyk? Kwestia nowych funkcji. Niektóre opanowałem na podstawie menu – bo kiedyś w końcu na nie trafiłem – np. tryb stabilizacji obrazu. Ale o niektórych nie miałem pojęcia, póki nie otworzyłem wreszcie na komputerze PDF-a z instrukcją. No dobrze, ale ja miałem już jakieś doświadczenie. Zresztą większość aparatów obsługuje się podobnie, gdy już opanujemy specyfikę menu, dalej idzie gładko. To jest jednak aparat przeznaczony dla amatorów. Ludzi, którzy całe życie używali małpki i mogą nie wiedzieć co to jest przesłona, na czym polegają różne tryby aktywowania flesza (sam dobrze nie wiem), czy jakie ustawienia ISO wybrać. Dlaczego producent pożałował parudziesięciu stron instrukcji? Może chodzi o to, aby przeciętny pstrykacz robił wszystkie zdjęcia na „Auto”, a chcąc większej liczby funkcji kupował od razu lustrzankę?

Parę dni temu kupowałem rodzinie telewizor. Padło na popularny ostatnio na forach internetowych Panasonic TH-37PV80. I tutaj perfidia producenta była nieco większa. Otóż wydrukowana instrukcja zawierała tylko niektóre strony spośród tych, które były w instrukcji na płycie. Okazało się też, że bez tej instrukcji z płyty nie jestem w stanie zrobić wielu rzeczy. Bo są klawisze funkcyjne, których muszę użyć np. przy telegazecie, albo przy ustawianiu kanałów, a które nie zostały opisane nigdzie na ekranie. Jedyny sposób aby się o nich dowiedzieć to lektura instrukcji.

Menu w samym telewizorze nie zachwyca. Na każdym ekranie dowiemy się jaki klawisz trzeba nacisnąć na pilocie aby wrócić poziom wyżej (i jest to klawisz „Return”), ale nie dowiadujemy się, co oznaczają opisane skrótami czy żargonem opcje. A przecież przy rozdzielczościach HD Ready na ekranie zmieściłby się dokładny opis, a nie tylko goła lista.

Dlaczego producenci tak robią? Być może doszli do słusznego zapewne wniosku, że typowy konsument masowej elektroniki i tak nie zajrzy do instrukcji, i tak ograniczać się będzie do kilku podstawowych funkcji. Dlatego postępuje ukrywanie wszelkich funkcji zaawasowanych, ukrywanie instrukcji i parametrów technicznych. Dopóki jednak sam produkt nie zawiera odpowiedniej ilości informacji, które pozwalają go używać, pozostaje problem.

Podobne artykuły:

Być może zainteresują Cię następujące artykuły:

Zapisz się na kanał RSS bloga i dołącz do ponad 1500 czytelników RSS.

Zostań fanem WebAudit na Facebooku.

Komentarze czytelników

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
  1. AdamK

    Może to kwestia redukcji kosztów? Papierowa książeczka kosztuje. Może to kwestia ekologii? Zawsze to nieco mniej drzew wyciętych.

  2. mzah

    http://www.youtube.com/watch?v=0grWwCQ5LKs

    tak mi sie skojarzyło ;-)

  3. hexade

    To na pewno kwestia kosztów, umieszczenie pdf’a w sieci nic nie kosztuje a sklad, druk, nawet transport kilkuset stronicowej książeczki kosztuje kupę pieniędzy.

    Do tego ekologia – 1 tona papieru to ok 17 drzew (to gigantyczne uproszczenie ale mniej wiecej tak jest) – a papier jest ciężki – tona papieru to 1500 stu stronicowych książeczek formatu A4. a ile sprzedaje się na świecie telewizorów miesięcznie ????

  4. KrzysztofP

    Robert, sam sobie odpowiedziałeś na końcu wpisu :) skoro i tak 90% nie czyta instrukcji i korzysta tylko z podstawowych funkcji urządzeń, po co ponosić dodatkowe koszty na drukowanie obszernych instrukcji?

    Też miałem kiedyś Canona A75 i z nim dostałem grubą porządną instrukcję. To było 5 czy 6 lat temu. W międzyczasie się najwyraźniej producenci obudzili.

  5. nbw

    No i nie zapominajmy o tym, że taką książeczkę, przetłumaczoną, trzeba wydać też na każdy rynek, na który puszczamy produkt.

    Ja przyznaję się bez bicia – nie czytam instrukcji; zawsze zaczynam od zabawy. Dopiero kiedy napotykam problem – zaczynam szukać papierków/pdfów.

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML. Komentarze zawierające w podpisie słowa kluczowe mogą zostać potraktowane jako spam i usunięte.