Skocz do linków, Skocz do treści

Prywatność do wzięcia

5 października 2007 12:44. Autor: Robert Drózd. Komentarze (1) »

Podejściem ludzi do dzisiejszych usług interaktywnych rządzą dwie przeciwstawne postawy w stosunku do własnej prywatności.

Z jednej strony boimy się. Programy antyspyware traktują jako zagrożenie różne, mniej czy bardziej przypadkowe cookies. Wiele osób nie założy konta na gmailu, bo nie chce być inwigilowanymi przez wielkie G. Do tego – wśród „zwykłych użytkowników komputera” ma miejsce paniczny strach przed tym, co mogłoby na ich temat się wydostać. Rodzice pouczają dzieci, aby nie ujawniały żadnych informacji (co jest poniekąd słuszne). Znam ludzi, którzy co kilka miesięcy zmieniają adresy swoich blogów, ot tak na wszelki wypadek.

Z drugiej strony często sami tę prywatność wystawiamy na tacy. Web 2.0 tylko nam to ułatwia. Parę przykładów.

Last.fm

Współpracowałem w zeszłym roku z pewnym administratorem. Miał on to do siebie, że kładł się regularnie spać o 3-4 nad ranem, no a przychodził do pracy tak trochę nieregularnie.

I oto piękne przedpołudnie, godzina 9:30 i coś od niego potrzebuję. Na GG nie odpowiada, na Skype go nie widzę, a nie warto dzwonić i go budzić (to wcale nie przyspieszy załatwienia sprawy). Ale oto wchodzę na jego stronę w Last.fm – już od 20 minut jest przy komputerze i słucha jakiejś płyty Placebo! Jesss, mogę dzwonić.

Twitter, Blip, GG

Zwykle na GG jestem niewidoczny. Jednak wystarczy niewinna zmiana opisu, a ktoś od razu się odezwie, bo będzie to dla niego świadectwem że żyję i jestem online.

MyBloglog

Co stanie się, jeśli wejdę na bloga politycznego o linii niekoniecznie zbieżnej z poglądami mediów? Mój awatar z MyBloglog.com pojawi się wśród odwiedzających. Przy odpowiedniej częstotliwości wejść zostanę dopisany do „Community” danego bloga. A może w Agorze jest specjalna komórka, która śledzi taką podejrzaną aktywność? I już mnie nigdy nie zaproszą na żadną konferencję (i tak nie przychodzę), a tebe wykasuje linka?

Serwisy społecznościowe żyją z naszej aktywności i z tego, że dzielimy się swoją prywatnością. Są już głosy które to zauważają, powstał też projekt karty praw użytkownika sieci społecznych.

Być może wkrótce pojawią się serwisy płacące swoim uczestnikom za udostępnienie danych, lub wynagradzające ich za aktywność? Np. Linkedin mogłoby udostępniać dodatkowe funkcje za darmo osobom, które mają więcej niż 1000 kontaktów i zdobyły więcej niż 20 referencji.

Na fajny pomysł wpadł nowy polski serwis społecznościowy Profeo. Wybranym użytkownikom zaproponował status „eksperta Profeo” – jest to wyróżnienie profilu na forach i grupach i dostęp do wersji beta nowych funkcjonalności. Otrzymanie statusu nie wiąże się z żadnymi obowiązkami, ot – dobra wola portalu. I to chyba działa – wiele osób tak wyróżnionych będzie o tym wspominało, a ich nazwisko i udostępnione dane pomogą serwisowi zdobyć popularność.

Podobne artykuły:

Być może zainteresują Cię następujące artykuły:

Zapisz się na kanał RSS bloga i dołącz do ponad 1500 czytelników RSS.

Zostań fanem WebAudit na Facebooku.

Komentarz - jeden samotny

Śledź komentarze do tego artykułu: format RSS
  1. Tyhagara

    Sam z tego korzystam. Kiedy trzeba się skontaktować z pracownikiem zdalnym, który nie daje znaku życia, to najpierw sprawdzam jego aktywność w sieci. Przede wszystkim poprzez serwisy społecznościowe, fora, komunikatory, blogi (na których pisuje lub które prowadzi), itd. i już nic się nie ukryje.

    Niestety niewiele osób zachowuje się w 100% fair, czasem nawet moi bliscy znajomi potrafią udawać, że ich niema. Dlatego ja, zawsze odpowiadam, staram się być widocznym na komunikatorze. Wolę komuś odpowiedzieć, że nie mam czasu, albo ochoty rozmawiać, niż udawać, że mnie nie ma. No ale chyba trochę zboczyłem z tematu ;)

Zostaw komentarz

W komentarzu można (choć nie trzeba) używać podstawowych znaczników XHTML. Komentarze zawierające w podpisie słowa kluczowe mogą zostać potraktowane jako spam i usunięte.